Jak podrobić pianino?

Zostałem zaproszony, aby przyjechać i nastroić starego Petrofa. Tak przynajmniej wszystkim się wydawało.

Petrof – to znakomita czeska, a wcześniej czechosłowacka (należy być precyzyjnym) i austro-węgierska fabryka fortepianów i pianin, która na rynku funkcjonuje od bardzo dawna. Nie zaszkodziły jej zmiany ustrojów ani okupacje – równie prężnie działała przed wojną, potem w Protektoracie Czech i Moraw, a po nacjonalizacji w powojennej Czechosłowacji nie tylko nie straciła korony na lwie w firmowym emblemacie, ale i nie zmieniła swojej nazwy. Zawsze mnie to zastanawiało: dlaczego Petrofowi się udało, a Fibigerowi nie? Czym ten komunizm się różnił tam od tego, który był tutaj?

Tak czy inaczej, o ile w kontekście Legnicy i Calisii mówimy o szczycie jakościowym przypadającym na lata 50-e i początek 60-ych, z nielicznymi udanymi wyjątkami później, kiedy rozpoczęła się równa pochyła i obie fabryki ostatecznie wyzionęły ducha, o tyle Petrof całkiem dobrą powojenną jakość rozwinął do absolutnie fantastycznego poziomu w latach 70-ych i na początku 80-ych, a potem, poprzez tymczasowe drobne spadki i mniej udane okresy, w zasadzie ją utrzymuje co najmniej do początku lat 2000, co ważne jest w przypadku chęci zakupu używanych pianin.

Tak więc wyraz “stary Petrof”, choć i nie zabrzmiał codziennie, nie wzbudził we mnie żadnych podejrzeń.

I co się okazało?

Że pianino zostało podrobione. Nie był to żaden Petrof.

Było to anonimowe niemieckie pianino z roku 1931 (datę ustaliłem za pomocą numeru seryjnego mechanizmu). Na pokrywie klawiatury został ślad po tabliczce, którą ktoś kiedyś usunął, być może z okazji malowania. Na miejscu dawnej tabliczki samoklejącymi “złotymi” literkami, które łatwo można było podważyć paznokciem, wyłożony został napis “PETROF”. Takie literki na potrzeby szkolne łatwo można kupić na Allegro. W samym pianinie nie było żadnego innego napisu sugerującego pochodzenie instrumentu. Widniał jedynie numer seryjny – 3690, który nijak się ma do numeracji Petrofa (w roku 1931 Petrof miał numery w okolicach 48000).

Pianino Petrof

Widać, z czego są literki – “P” odrobinę podważyłem paznokciem

Pianino Petrof

Prawdziwy numer seryjny nieznanego pianina

No i tyle w temacie.

A było tak. Starsza pani chciała zrobić prezent swojej dorosłej już córce i kupić jej pianino. Zauważyła jedno takie, sprzedawane na… giełdzie staroci! Ładny stan wizualny wpadł pani w oko, ale nie przyszło jej do głowy, że owa giełda – to ostatnie miejsce, gdzie należy kupować pianino. Podobnie jak wszelkiego rodzaju komisy. Zapragnęła mieć “cacuszko”, i nawet nie zorientowała się, że kilka kilometrów dalej działa duży sklep z pianinami, któremu – umówmy się – można wiele zarzucić, ale który powinien nas skłonić do zakupu w miejscu niejako z definicji specjalistycznym, referencyjnym.

No i – “przecież to Petrof!” Najlepsza, polecana marka. “Jeszcze Pani na tym zarobi”. I pani z ciężkim sercem wydaje na anonimowy stary grat w niewiadomym stanie technicznym z giełdy staroci okrągłe 8000 złotych, choć za tyle to ona by miała świetnego, prawdziwego Petrofa w dobrym salonie. A może i taniej. Wydaje 8 tysięcy na coś, co w porywach mogłoby być warte 2-3 tysiące – i nigdy na tym nie “zarobi”.

A co pianino? Na szczęście, niewiele złego można o nim powiedzieć, o ile nie zwracać uwagi na ostre, metaliczne brzmienie. Postarałem się je zmiękczyć za pomocą szarfowania młotków, co trochę się udało, lecz całkowicie dźwięku nie odmieniło. Mechanizm był w stanie poprawnym, zaś samo pianino, aczkolwiek rozstrojone, dało się nastroić w kamertonie. To tak, na otarcie łez.

Pianino Petrof

Prawda że ładnie wygląda?

Bardzo smutno mi się zrobiło, kiedy poczułem, że stałem się “posłańcem złych wiadomości”. Pani była całkowicie załamana, aż zachciało mi się ją przytulić. Ale prawda niestety pozostała smutna – pani znacznie przepłaciła, bo już na samym wstępie popełniła błąd, kiedy postanowiła kupić to, co wpadło jej w oko, bez gruntownego rozeznania, zaś intuicja ją zawiodła.

Tak oto ostatecznie zabrzmiało pianino:

Kwestia podróbek w przypadku pianin jest szersza i ciekawsza. Już pisałem o tym, że zdarzały się przypadki, gdy sprzedawca usuwał oryginalne znakowanie instrumentów, instalując swoje własne. Jest istotna różnica w tym, czy sprzedawca umieszcza własne równoległe tabliczki, zazwyczaj mniejszego rozmiaru, traktowane jako wizytówki, czy zastępuje nimi tabliczki producentów. Inaczej też sprawa wygląda, gdy producent pianin świadomie współpracuje z dużym i znanym sprzedawcą, od razu markując swoje instrumenty jego nazwą (tak różni producenci pianin robili dla wrocławskiego Grosspietscha, Jan Dütz – dla Gebethnera i Wolffa, a dzisiaj Bakoma produkuje jogurty pod lidlowską marką Pilos – pomimo swojej własnej marki). Taka “globalizacja”, czyli optymalizacja związana z coraz większym upowszechnieniem pianin i coraz większą ich produkcją przemysłową zaczęła się już pod koniec XIX wieku.

Jednak co innego optymalizacja lub nawet próby przypisania sobie cudzych instrumentów, a co innego podrabianie ich w celach sprzedaży, jak choćby opisany wyżej przypadek “Petrofa”. Taki proceder można porównać do podrabiania dzieł sztuki.

Jakiś czas temu miałem podobny przykład. Zostałem wezwany do nastrojenia gdańskiego antyku – pianina marki Heinrichsdorff-Danzig, umieszczonego w środku zabytkowo urządzonego gdańskimi meblami salonu i od wielu lat będącego chlubą rodziny. Kiedyś zostało kupione jako “ponadstuletnie gdańskie” właśnie w celu wyposażenia pełnego antyków wnętrza – i to od osoby zaufanej. Do pewnego momentu było regularnie strojone – i to przez różnych stroicieli. Nikt niczego nie zgłaszał. Więc co mogło pójść nie tak?

Heinrichsdorff Danzig

“Heinrichsdorff Danzig” w całej okazałości

Siadam za pianino, zaczynam grać – brzmienie przeciętne, ostre, niewyrównane, jakby chaotyczny zbiór pojedynczych dźwięków. Otwieram instrument, zaglądam do mechanizmu – i co widzę? Brak blaszek, uproszczony typ. Nie mogę uwierzyć swoim oczom. Czyli to nie był wyłącznie pomysł radzieckich konstruktorów, można go spotkać nawet w niemieckich antykach! Coś takiego. Zaś sam mechanizm jest jakiś taki… wypaczony, wykrzywiony, wygięty, czego, jak żyję, w niemieckich pianinach nie widziałem.

A tak ów gdański zabytek brzmi – przed i po strojeniu:

I tylko co wewnątrz pianina robią napisy cyrylicą? Owszem, gdańskie pianina jako “trofea” trafiały na Wschód, jednak nigdy ze Wschodu z powrotem do Gdańska!

Heinrichsdorff Danzig

Widoczny brak blaszek

Prawda okazała się brutalna. Nie był to żaden gdański zabytek, lecz zwykłe radzieckie pianino. Wyobrażacie sobie, jaki trzeba było mieć tupet, żeby wydać radziecki wyrób pianinopodobny za gdański antyk?! Żeby starannie pousuwać oryginalne znakowanie, a jednocześnie pozostawić tak wiele śladów wskazujących na oryginalne pochodzenie, a na to wszystko bezczelnie nakręcić nie wiadomo skąd zdjęty napis “Heinrichsdorff-Danzig”?

Tak “gdański antyk” prezentuje się w środku:

Heinrichsdorff Danzig

cyrylica

Heinrichsdorff Danzig

ślady po odkręconej tabliczce; pozostał oryginalny numer seryjny

Heinrichsdorff Danzig

ślady po odkręconej tabliczce

Heinrichsdorff Danzig

pokiereszowany nożem oryginalny wycięty w klapie napis

Heinrichsdorff Danzig

Tak się przykręciło gdańską tabliczkę

Heinrichsdorff Danzig

… i nic nie widać! 🙂

Koledzy ze Wschodu pomogli zidentyfikować pianino. Jest to pianino Ukraina z roku 1959. Wciąż wysokie, czarne, z wycinanym ornamentem, co pozwoliło nadać mu powiew zabytkowości. Oto szereg niemal identycznych pianin i ich fragmentów, jakie od ręki znalazłem w ukraińskim internecie:

Ale jak to możliwe, że żaden ze stroicieli strojących “Heinrichsdorffa” niczego nie zauważył? Nie zgłosił wątpliwości? Istotnie nie zauważył, czy nikomu na niczym nie zależało? Przecież stroiciele znają radzieckie pianina i radzieckie mechanizmy, a do tego muszą co jakiś czas zaglądać do środka strojonego pianina. Jeden oszust się cieszy, a co powiedzieć o wszystkich pozostałych, którzy w istocie go kryli?

Niestety, są to pytania retoryczne, na które nie spodziewam się odpowiedzi.

Uważajcie, co, gdzie, od kogo kupujecie. Nie bójcie się konsultować – to może się opłacić, nawet jeżeli tylko się uchronicie przed fatalnym zakupem. Dość bycia mądrym po szkodzie!

    • To bardzo, ale to bardzo ciekawe spostrzeżenie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, a powinienem. Być może ma Pan rację, chyba że uda mi się znaleźć coś przeciwnego.

      Mogło tak być, aby graficznie odróżnić cyfrę 3 od litery з (З). Ale to samo mogło być we Francji, gdzie “z” na piśmie przypominało “3”. Do sprawdzenia.

      Najbarwniejsza postać takiej “3” jest na 3 kopiejkach z okresu 1924-1957, gdzie owa górna belka jest wręcz wklęsła (proszę zerknąć w Google dla samej ciekawości).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *