Od jakiegoś czasu przerzuciłem się na YouTube, gdzie prowadzę kanał, na którym przedstawiam muzycznie różne instrumenty – przeważnie pianina i fortepiany – które z jakiegoś względu mnie zaciekawiły, więc uznałem, że warte są utrwalenia.
Czasem są to instrumenty już po nastrojeniu, a czasem – w postaci “przed i po”, tak aby pokazać, co mi się udało z nimi zrobić. Praktycznie nie nagrywam instrumentów, których sam nie nastroiłem, gdyż kto i z jakiej racji miałby mnie wpuszczać za instrument, jeżeli nie po to, aby go nastroić? 🙂
Większość nagranych przeze mnie instrumentów – to mój powód do dumy. Wiele razy się zdarzało, że nikt – w tym ja – nie wierzył, że “coś jeszcze z tego będzie”, że “da się pianino uratować”. Często pod warstwą patyny, zaniedbania, nieużywania skrywa się instrument, który w dalszym ciągu może stać się roboczym, nawet jeżeli “nikt na nim koncertów grywać nie będzie” ani “na konkurs chopinowski nie startuje” (to wszystko są cytaty właścicieli tych instrumentów).
W opisach filmów zawsze opowiadam, jaki jest ten konkretny instrument, z czym musiałem mieć do czynienia, co udało mi się zrobić, a co nie. Można więc powiedzieć, że niejako zamieniłem blogerskie teoretyzowanie na stroicielską praktykę, skutki której najlepiej są widoczne właśnie w nagranych filmach.
Jednocześnie mnogość i różność napotykanych instrumentów daje mi wiele frajdy i inspiracji do improwizowania – większość z nagranych filmów to moje improwizacje, które powstały po tym, jak kilka godzin spędziłem sam-na-sam z danym instrumentem i poznałem go bardzo głęboko. W trakcie nagrywania filmu, improwizując, mogę uwypuklić zarówno dobre strony takiego instrumentu, jak i jego wady – jest to jednak muzyka tworzona “tu i teraz”, na tym konkretnym fortepianie czy pianinie. Z tego względu nie lubię grać klasyki (choć i od niej nie stronię) na instrumentach, dla których nie była ona przeznaczona – wówczas konkretne pianino czy fortepian staje się jedynie narzędziem dla wykonania repertuaru klasycznego. Dla mnie jednak ważny jest sam ten fortepian czy pianino – to on jest moją muzą i inspiracją, a utwór klasyczny miałby się stać zaledwie ilustracją jego możliwości. Szkoda klasyki! Dlatego niech lepiej taką ilustracją będzie moja improwizacja wykonywana na konkretnym instrumencie muzycznym, a nie jakiś abstrakcyjny “przebój dawnych miszczów”!
Staram się nie nagrywać tych samych i takich samych instrumentów – robię to sporadycznie, na zasadzie wyjątku. Mało kogo mogą zainteresować tuziny nagranych Yamah, Calisii czy Legnic. Nagrywam kolejny raz podobne pianino wówczas, gdy jestem przeświadczony, że jest ono wartościowe i może uwypuklić zalety danej marki. Nie wszystkie Yamahy są ciekawe, a wręcz większość Legnic czy Calisii ciekawa nie jest. Dlatego, kiedy natrafiam na “jeszcze jedno fajne pianino” mniej fajnej marki, chwytam za telefon i je nagrywam – i nawet wśród miernych instrumentów czasem udaje się odkryć perełkę.
Natomiast największą moją dumą są nagrane instrumenty polskich producentów. Poza “Legnicą” i “Calisią”, są to pianina i fortepiany takich firm i marek, jak Sommerfeld, Budynowicz, Hinz, Krall i Seidler, Małecki, Małecki i Szreder, Betting, Fibiger, Chamski, Drygas, Jaehne, Kerntopf i Syn, Kewitsch (Kiewicz), Kowalik, “Polonez”, “Polonus”, Toliński, Wąsowski, Woroniecki… Instrumenty wiedeńskie i angielskie, dolno- i górnotłumikowe, prostostrunowe i krzyżowe, z pełną ramą żeliwną i niepełną, a nawet w ogóle bez ramy. To wręcz unikatowa antologia brzmienia polskich instrumentów w stanie przynajmniej roboczym! Żadne muzeum tego nikomu nie zaproponuje!
Są tu również instrumenty, które również dołączyły do naszej historii, gdyż powstały na ziemiach dzisiejszej Polski – wrocławiacy Berndt, Vieweg i Seliger, legniczanie Seiler i Fricke, gdańszczanin Lehwald, Wolkenhauer ze Szczecina, Olbrich i Scholz z Kłodzka, Klose z Brzegu, Haeusler z Wałbrzycha, Bracia Jakob z Bolesławca.
Powiem szczerze: zanim zacząłem nagrywać interesujące pianina, zmarnowałem mnóstwo okazji do utrwalenia ciekawych instrumentów. Tego raczej uzupełnić się nie da (jak już wiemy, większość właścicieli pianin stroi swój instrument raz w życiu), ale wiele czasu, mam nadzieję, jest przede mną – więc obecnie nigdzie bez telefonu (którego używam tylko do nagrywania) się nie ruszam. Bo okazja może się pojawić tam, gdzie nikt się jej nie spodziewał.
… Tak oto patrzę na firmę “Bracia Jakob” z Bolesławca czy na Kowalika z Warszawy, i łapię się za myśl, że w pewnym kontekście taki Kowalik może być cenniejszy od Steinwaya. Nie, nie w zestawieniu cenowym! – lecz w kontekście historycznym i geograficznym. Steinwaya spotkamy w każdej mniej lub bardziej luksusowej sali koncertowej – a gdzie i jak często spotkamy Kowalika? Tak, mam wśród nagranych przez siebie instrumentów zarówno Steinwaya, jak i Fazioli – i niewątpliwie, są to wspaniałe instrumenty, którym “wszystkie kowaliki tego świata” razem wzięte nie dorównają. A jednak… Steinwaya pełno jest na planecie, a Kowalika tak naprawdę nigdzie.
Często bardzo rzadkie, cenne, poszukiwane monety są takowe nie ze względu na to, że są ze złota lub platyny, nie dlatego, że są stare i nie dlatego, co i jak na nich wybito i czy są przez to piękne – lecz dlatego, że znane są w kilku, kilkunastu, kilku tysiącach egzemplarzy. To są takie numizmatyczne “kowaliki”.
Liczę na to, że uda się wzbudzić w społeczeństwie zainteresowanie muzycznymi zabytkami, zanim one wszystkie pójdą do pieca i sprawa będzie “załatwiona”, czyli stracona raz na zawsze.
Tymczasem zapraszam na stronę, na której posortowałem i posegregowałem nagrane przez siebie instrumenty. Instrumenty posegregowane są według rodzaju, marki, roku powstania. Wraz z publikacją nowych filmów będę tę listę uzupełniał.