Oszukany Steinway dla filharmonii. Manipulacji i oszustw z fortepianami ciąg dalszy. Witamy w Polsce!

Pisałem w swoim czasie o oszustwach stroicieli, o manipulacjach z numerami seryjnymi dokonanych przez budowniczych i remontujących instrumenty, o składakach udających instrumenty nowe, o zamaskowanych wadach itp. – pisałem, pisałem i pisać się zmęczyłem.

I co się okazuje? Że opisywany proceder uprawiany jest w najlepsze, i że nic się w tym zakresie nie zmieniło. 

Tak samo “Angora” od lat publikuje absolutnie bulwersujące fakty przedrukowane z różnych źródeł – zwłaszcza te dotyczące działalności różnych instytucji naszego państwa i licznego łamania prawa – i nikogo to nie rusza ani nie wzrusza. Wszyscy czytają, kiwają głową, coś tam wzdychają pod nosem – i żyją dalej. Wziąćby, wydać wielką “Księgę patologii polskich” – utrwalić dla potomnych, choćby po to, żeby widzieli, że od setek lat nic się tu nie zmieniło – ale i tego nikomu się nie chce, bo patologia powoli stała się normą życia społecznego w tym kraju…

O co tym razem chodzi? O to, że pewna znana kaliska firma spróbowała oszukać miejscową filharmonię i wcisnąć jej spreparowany przez siebie fortepian. Zapewne sądziła, że to powinno się udać, a ewentualne problemy da się załatwić “w rodzinie”, “między swojemi”. Po polsku.

Proponuję zestaw artykułów z różnych źródeł. Podkreślam – nie jestem autorem żadnego z nich; nie maczałem w tym wszystkim palców i po raz kolejny cieszę się, że nie należę do tego środowiska i nie jestem z nim powiązany żadnymi układami i układzikami. Stąd niczego się nie boję 🙂

Moje własne komentarze (wtrącenia) podaję w nawiasach kwadratowych na czerwono. Na końcu jest też podsumowanie mojego autorstwa.

Kilkudziesięcioletnie elementy, przebite numery seryjne. Filharmonia chciała kupić fortepian, odkryła przestępstwo?

Samochód złożony z różnych, nieoryginalnych części nie dziwi, ale kosztujący kilkaset tysięcy fortepian może. A jednak proceder fałszerstwa instrumentów jest tajemnicą poliszynela w muzycznym świecie.

Kaliska Filharmonia chciała kupić fortepian. Ogłosiła przetarg, do którego zgłosiła się jedna, zlokalizowana w naszym mieście firma. Kiedy fachowcy zaczęli oglądać dostarczony instrument znanego producenta, uznali, że jest on starszy o kilkadziesiąt lat niż gwarantował renowator, ale i złożony z wielu nieoryginalnych części, z poprzebijanymi numerami fabrycznymi. Sprawą zajmuje się prokuratura, a właściciel firmy M. nie znalazł dziś czasu, by odnieść się do tych bardzo poważnych zarzutów.

Filharmonia wybrała fortepian firmy Steinway. Na takim instrumencie chce grać większość muzyków, co często zastrzega sobie w kontraktach. Instytucja na jego zakup otrzymała pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz z miejskiej kasy – w sumie 400 tysięcy złotych. Kwota zbyt mała na zakup fortepianu nowego, którego ceny dochodzą do ponad 700 tysięcy złotych, dlatego postanowiła kupić używany, co też jest częstą praktyką. Było jedno zastrzeżenie – miał być zbudowany maksymalnie w 2000 roku.

Steinway-1

Jeszcze przed ogłoszeniem przetargu [aha, czyli mamy ustawiony przetarg pod konkretnego znajomka-oferenta] do dyrektora Adama Klocka zgłosił się właściciel jednej z większych firm renowacyjnych w Kaliszu z informacją, że posiada taki instrument – z roku 2001, po renowacji lakieru zewnętrznego i mechanizmu młoteczkowego. Specjaliści z Filharmonii pojechali obejrzeć Steinwaya, który na pierwszy rzut oka wydawał się dobry. I w przystępnej cenie. Placówkę obowiązują procedury, dlatego kaliska firma małżeństwa M. została zaproszona do przetargu, w którym przedstawiono szczegółową specyfikację. Jak się okazało, była jedynym oferentem, który wystartował w przetargu, a małżeństwo M. zapewniało, że instrument spełnia wszystkie stawiane przez instytucję warunki.

Nieoryginalne części, niechlujne wykonanie

Z braku konkurencji firma wygrała. Kiedy dostarczyła instrument, specjaliści z Filharmonii przeżyli szok [przecież go oglądali i pod niego rozpisali przetarg!]. – Dolna część strojnicy fortepianu – płyta drewniana, klejona z kilku warstw drewna, w których zakotwiczone są kołki, na które naciągnięte są struny, będąca kluczowym elementem fortepianu odpowiedzialnym za trzymanie stroju – została podklejona cienką warstwą formylu, której w oryginalnej strojnicy nie ma, i na dodatek widać niechlujne wykonanie przewierceń otworów na kołki stroikowe – wyjaśnia Adam Klocek. – Oznaczało to, że przyklejenie nowej warstwy było próbą zamaskowania czegoś. Nasze obawy się potwierdziły. Strojnica została wymieniona na nową, z nieoryginalnego materiału. [Raczej obstawiałbym pęknięcia w strojnicy, niż jej nieoryginalność. W końcu, żadna strojnica nie wygląda z definicji na nieoryginalną, a jej spód nie zdradza żadnych ukrytych tajemnic. Oklejenie jej z pewnością nie sprawiło, że wyglądała na bardziej oryginalną, niż była w rzeczywistości. Zatem mogło chodzić o to, że strojnica była z problemami technicznymi, i to one miały być ukryte.]

Steinway-2

Oryginalna strojnica jest opatentowana [jak i wszystkie inne części Steinwaya]. Wytrzymuje, przy ekstremalnie używanym instrumencie koncertowym, nawet 40 lat bez wymiany. Jej zamiana sprawia, że instrument nie ma prawa być markowany nazwiskiem Steinway [o ile nie jest to strojnica produkcji Steinwaya i nie wymienia jej licencjonowany specjalista]. Bez patentu fortepian przestał spełniać wytyczne specyfikacji stworzonej przez Filharmonię Kaliską [to nieprawda, ale o tym później]. Jednak to dopiero początek odkryć, jakich dokonano. Podejrzenia związane ze strojnicą spowodowały, że placówka poprosiła o pomoc zagranicznego fachowca. – Po obejrzeniu fortepianu stwierdził, że nieoryginalna jest klapa instrumentu. Tę zrobiono z płyty MDF dziesięć razy tańszej niż wymagana płyta stolarska. Frez zewnętrzny klapy był nieoryginalny, co zostało stwierdzone ponad wszelką wątpliwość. Nieoryginalne są nogi, które najprawdopodobniej wykonała firma rzemieślnicza z Kalisza. Nie posiadały one oryginalnych numerów fabrycznych – wymienia Adam Klocek. – Nieoryginalny był pulpit, a spodnia konstrukcja fortepianu została pomalowana na czarno zamiast wykończenia naturalnego drewna, które stosuje Steinway. Dwa klocki ograniczające klawiaturę okazały się konstrukcji starszej, niż z modelu z 2001. Na ramie żeliwnej nie było napisu „Made in Germany, Hamburg”, który występuje na oryginalnych modelach z lat dwutysięcznych, zatem rama jest znacznie starsza – wskazuje dyrektor.

Jest też sporo mniejszych – okucia, szpilki i korektor [kolektor] brzmienia, który okazał się dużo starszy niż miał być. Do tego pomalowano go w sposób nie tylko niestosowany przez niemieckiego producenta, ale według dyrektora partacko, ręcznie. – Dlatego zadajemy sobie pytanie, co musiałoby się stać z instrumentem z 2001, który, jak udało mi się dowiedzieć w fabryce, był sprzedany osobie prywatnej z Niemiec [trudno tu dociec, o jakim fortepianie mowa], aby tyle elementów było w nim wymienionych i to niezgodnie z podaną datą? [Jak to co? Bierze się obudowę od jednego fortepianu, wkłada się ramę od drugiego, podzespoły od trzeciego i ósmego, dorabia się brakujące elementy, nakłada się nadruk firmowy i gotowe – mamy Steinwaya “z niczego”]. Ktoś się zapytał, czy on wpadł pod tramwaj – żartuje dyrektor.

Został „odmłodzony” o 40 lat?

Zdaniem eksperta wszystko, co można było z tego fortepianu wykręcić, wymieniono, i egzemplarz, który kaliska firma chciała sprzedać naszym filharmonikom, nie ma nic wspólnego z tym wyprodukowanym w 2001 roku. – I teraz dochodzimy do najbardziej sensacyjnego odkrycia i podejrzenia popełnienia przestępstwa w postaci fałszerstwa – mówi Adam Klocek. – Na wykonanym przez nas zdjęciu wewnętrznego boku obudowy widać stary numer seryjny [3561xx], niechlujnie zeszlifowany i zastąpiony nowo i na dodatek nierówno nabitym numerem seryjnym [556072], który ma udawać rok produkcji 2001. Jesteśmy niemal pewni, że stary [oryginalny] numer to 3561xx, czyli wskazuje na rok produkcji 1957. Fortepian został odmłodzony niemal o 40 lat [44 lata – ktoś tu nie umie liczyć?].

Steinway-3 Steinway-4

„Mamy do czynienia ze zorganizowanym procederem”

Pikanterii sprawie, jak podkreśla Klocek, dodają działania ekspertów. Filharmonia, żeby upewnić się w swoich podejrzeniach, poprosiła o wydanie opinii eksperta sądowego z Poznania. W pierwszej rozmowie, w której nie padła nazwa firmy renowacyjnej ani instrumentu, wyraził taką chęć. Dzień po rozmowie z Jolantą Przepiórką z Filharmonii Kaliskiej oddzwonił i poinformował, że rozmawiał z właścicielem firmy M. i ten zapewnia, że to fortepian najwyższej jakości. Stwierdził tak, nie widząc go. – Powiązania środowiska są olbrzymie – mówi Adam Klocek. – Drugi pikantny element to odpowiedź właściciela firmy M. o wymianę strojnicy. Przyznał, że była zrobiona [wymieniona], ale jest wykonana z oryginalnego elementu [strojnica albo jest wyprodukowana/autoryzowana przez Steinwaya, albo nie jest. O jakim “wykonaniu z oryginalnego elementu” mowa?] i nawet z własnej inicjatywy przesłał do nas ekspertyzę wydaną przez biegłego sądowego z Berlina, emerytowanego pracownika firmy Steinway, który współpracuje z kaliską firmą. Ekspertyza miała na celu potwierdzenie konieczności wymiany strojnicy i uspokojenie nas. Mamy do czynienia ze zorganizowanym procederem, w którym bierze udział wielu znawców, także z branży fortepianmistrzowskiej – mówi z rozżaleniem Adam Klocek, który dodaje, że nie lubi i nie godzi się na nieuczciwość, i takie zachowania powinny być piętnowane. – Najsmutniejsze jest to, że po rozpoczęciu naszego śledztwa, przeprowadziłem wiele rozmów, i okazuje się, że o przekręcaniu numerów i odmładzaniu fortepianów przez tę firmę wie całe środowisko [nie tylko wie, ale i samo to robi]. Jest zmowa milczenia, być może strach [strach? Kruk krukowi…].

[Niesamowite. “O przekręcaniu numerów i odmładzaniu fortepianów przez tę firmę wie całe środowisko”, ale biedni i naiwni “pracownicy filharmonii”, którzy oczywiście o niczym nie wiedzieli, bo przecież mieszkają w innym Kaliszu – tym na Marsie – rozpisali specjalnie pod tę firmę przetarg, a potem byli mooooocno zaskoczeni, że dostali składaka. Może powinniśmy być “mocno zaskoczeni” tą “niewiedzą” “pracowników filharmonii”? Przesadzam chyba z cudzysłowem, ale cóż tu zrobić? W Polsce wszystko jest w cudzysłowie… Ot, proszę: “Polska” – to “europejski”, “niepodległy”, “demokratyczny”, “praworządny”, “chrześcijański” “kraj”…]

Co na to właściciel?

Filharmonia powiadomiła o możliwości popełnienia przestępstwa policję i prokuraturę. Instrument został zabezpieczony i jest dowodem w domniemanym przestępstwie. Co na te poważne oskarżenia sami właściciele kaliskiej firmy? Kiedy dziś odwiedziliśmy jej siedzibę, jedna z pracownic powiedziała, że szef za moment przyjdzie. Po chwili pojawił się mężczyzna, który zapewnił, że nie jest M. i zaprasza we wtorek. Czy wtedy właściciel będzie potrafił wytłumaczyć, skąd tyle zabytkowych [chyba starych…] części w całkiem nowym instrumencie?”

(AW, zdjęcia autor, Filharmonia Kaliska, faktykaliskie.pl)

“Sfałszowane numery seryjne i wiele podrabianych części kryje w sobie fortepian rzekomo marki Steinway [można i tak, oczywiście, ale czy za mało tu sensacji?], który jedna z kaliskich firm zajmująca się renowacją instrumentów próbowała sprzedać tutejszej Filharmonii. Właściciel firmy – Witold M. – we wstępnych rozmowach z pracownikami filharmonii zapewniał, że posiada 16-letni instrument po niewielkiej renowacji. Pobieżna ocena wizualna, jak i jakość dźwięku, nie wzbudziły podejrzeń, lecz dokładne oględziny wnętrza instrumentu ujawniły, że nieoryginalne są m.in. strojnica fortepianu, klapa, pulpit, nogi, zaś rama instrumentu nie posiadała nabitego numeru fabrycznego.

“Całe nasze śledztwo polegało na tym, żeby przed protokołem odbioru, czyli zobowiązaniem do zapłaty, udowodnić, że ten fortepian jest niezgodny ze specyfikacją. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że ma przekręcone numery, po prostu myśleliśmy, że jest trochę oszukanym instrumentem, że pewne elementy są nieoryginalne, dorabiane, albo starsze niż w specyfikacji. Natomiast główny zarzut, czyli przebicie numerów i odmłodzenie fortepianu o 40 lat był wynikiem naszych poszukiwań. A poszukiwania wzięły się stąd, że nie chcieliśmy kupić fortepianu ze zmienioną strojnicą” – powiedział Adam Klocek, dyrektor artystyczny Filharmonii Kaliskiej.

Na szczęście, za fortepian nie zapłacono, i nie został on oficjalnie przejęty. W tej chwili stoi w jednym z pomieszczeń na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym UAM w Kaliszu i czeka na opinię biegłych, zleconą przez policję.

Chcieliśmy uzyskać komentarz do sprawy od właściciela firmy, który nadal prowadzi swoją rynkową działalność. Niestety, zostaliśmy wyproszeni z jego pomieszczeń biurowych.

– Czy pan jest właścicielem?
– Nie, nie jestem.
– To kim pan jest?
– Teraz panią przeproszę, jutro o 9-tej proszę przyjść, a teraz proszę, żeby pani to miejsce opuściła.

Próbę oszustwa zgłoszono w czwartek kaliskiej policji, która rozpoczęła postępowanie i we wtorek ma skierować sprawę do prokuratury.
Wg słów dyrektora Klocka, afera ze sprzedażą podrabianych fortepianów może mieć większy zasięg i zahaczać również o lokalnych rzeczoznawców wydających nieprawdziwe ekspertyzy.

W 2017 Kaliska Filharmonia otrzymała z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego grant na zakup koncertowego fortepianu. Kwota ta plus dotacja z miasta wyniosła łącznie 400 000 zł co nie pozwala na zakup nowego instrumentu marki Steinway, który kosztuje 750 000 zł, a na którym to fortepianie życzy sobie grać większość solistów. Orkiestra chciała zatem zakupić używany, kilkunastoletni instrument tej znakomitej marki. Do przetargu stanęła tylko jedna firma, której właściciel zapewniał, że posiada instrument, który spełnia wszystkie wymagania transakcji. Po odkryciu pierwszych nieprawidłowości dyrektor Klocek zwrócił się z prośbą o opinię do niezależnego zagranicznego eksperta, specjalistę od fortepianów marki Steinway, który podczas oględzin wykrył wiele podrabianych części i ujawnił zabiegi z fałszowaniem numerów fabrycznych i seryjnych. To skłoniło pracowników Filharmonii o zawiadomieniu policji o próbie oszustwa.

Wcześniej, w trakcie pierwszych odwiedzin kaliskiej firmy, której siedziba mieści się w Kaliszu, pracownicy Filharmonii widzieli kilkanaście fortepianów, które tam poddawane były renowacji. Czy wszystkie one są przysłowiowymi “składakami” opatrzonymi tylko znakami firmowymi renomowanych marek, co może znacznie podnieść ich wartość, sprawdzają teraz kaliscy śledczy.

Kalisz i najbliższe okolice są “zagłębiem” firm prowadzących renowacje fortepianów, pianin i innych instrumentów. Z ich usług korzystają klienci z całej Polski oraz z zagranicy. Większość z nich zatrudnia najlepszych fachowców z branży, w tym m.in. byłych pracowników dawnej fabryki “Calisia” cieszących się ogromnym uznaniem. Jak podkreślił dyrektor Klocek, opisany przez niego przypadek stanowi niechlubny wyjątek wśród znakomitych kaliskich zakładów renowacji [no tak, pewnie… a z kogo to Niemcy się śmieją, opowiadając historie o “polskich fortepianmistrzach”?], a z tak przykrą sytuacją spotkał się po raz pierwszy.” [Oczywiście. Firmy w Kaliszu są doskonałe, a to był jednorazowy wypadek przy pracy. O tym “wypadku” “wie całe środowisko” (o czym było wyżej) i z całą pewnością wiedzą miejscowi stroiciele z filharmonii, ale teraz wypada grać zaskoczonego, bo ludzie to kupią. Poziom dulszczyzny wykracza poza skalę.]

Autor: kwiatkowska@rc.fm (www.rc.fm)

“Dyrektor Filharmonii Kaliskiej zawiadomił policję o próbie usiłowania oszustwa przez jedną z lokalnych firm, która zamierzała sprzedać instytucji fortepian ze sfałszowanym numerem seryjnym. Filharmonia miała zapłacić 400 tys. zł za instrument wart 150 tys. zł. [Niechlujny wiekowy składak miałby kosztować 150 tysięcy? Od kiedy? Kto i z jakiego sufitu wziął tę kwotę? Kto z taką łatwością żongluje publicznymi pieniędzmi?]

– Mówimy o próbie sprzedaży podrobionego, odmłodzonego o [ponad] 40 lat instrumentu dla instytucji publicznej, który byłby kupiony za pieniądze podatników – poinformował na poniedziałkowej konferencji prasowej dyrektor Filharmonii Kaliskiej Adam Klocek.

Sprzedający zaoferował filharmonii fortepian z 1957 r., prezentując instrument jako wyprodukowany w 2001 r. […]

Do filharmonii zgłosił się właściciel dużej firmy renowacji fortepianów w Kaliszu – Witold M., który poinformował, że taki instrument posiada. Miał to być fortepian niemieckiej firmy Steinway. Filharmonia ogłosiła przetarg na zakup.

– Jedynym oferentem, który zgłosił się do przetargu, był Witold M. Ze złożonej oferty wynikało, że fortepian spełnia wszystkie warunki specyfikacji – powiedział Klocek. Jednak pracownicy filharmonii, dokonując szczegółowych oględzin instrumentu, odnaleźli zastanawiający element.
– Dolna część strojnicy fortepianu, czyli kluczowy element, była pokryta dodatkową cienką warstwą forniru, w której niechlujnie wywiercono otwory kołkowe, powodując wyrwy w cienkim drewnie forniru. To oznaczało, że ktoś chciał coś zamaskować – powiedział dyrektor.

To odkrycie spowodowało, że pracownicy filharmonii postanowili dokładniej przyjrzeć się instrumentowi. Zrobiono zdjęcia i skontaktowano się z niezależnym ekspertem od fortepianów Steinway z zagranicy. Ten wskazał na 9 nieoryginalnych elementów w fortepianie.

Instrument został zabezpieczony jako dowód w sprawie o próbie popełnienia przestępstwa. Filharmonia nie przekazała żadnych pieniędzy sprzedającemu i nie odbyło się oficjalne odebranie instrumentu. – Gdyby fałszerstwo nie zostało ujawnione, sprzedający zarobiłby 250 tys. zł – powiedział Klocek. [Więcej, oj więcej… A jak, swoją drogą, rozkładają się korzyści przy ustawionych przetargach?]

O sprawie poinformowano policję. Rzeczniczka prasowa kaliskiej policji Anna Jaworska–Wojnicz wyjaśniła, że – jak wynika z relacji pracowników filharmonii – najprawdopodobniej chodzi o próbę oszustwa na szkodę tej instytucji. – Zostanie powołany biegły mechanoskop, tak więc na razie postępowanie prowadzone jest w sprawie – poinformowała.”

(Tomasz Wojtasik, www.rp.pl)

“9 nieoryginalnych części i instrument starszy o 40 lat niż podała to firma, która dokonała jego renowacji. Taki fortepian trafił w ręce Filharmonii Kaliskiej, za który miała zapłacić blisko 400 tys. zł. Na szczęście, pracownicy Filharmonii oraz dyrektor byli czujni i szybko spostrzegli, że coś jest nie tak. Zaskakujące [czyżby?] jest to, że instrument sprzedaje firma z Kalisza! [A, no tak, w Kaliszu to same fajne chłopaki…]

[…] Filharmonia postanowiła poszukać używanego fortepianu, nie starszego niż 2000 rocznik, w dobrym stanie. W tym celu zgodnie z procedurą został ogłoszony przetarg. Do dyrektora Filharmonii Adama Klocka zgłosiła się kaliska firma renowacji fortepianów, która poinformowała, że taki właśnie instrument ma na sprzedaż. [Tu już “poprawiliśmy” kolejność, bo chyba ktoś przytomnie dostrzegł, że sprawa śmierdzi. Teraz już wygląda “jak trzeba”.] – Oferta była interesująca, gdyż instrument, który nam oferowano, był z 2001 roku po renowacji lakieru zewnętrznego i renowacji mechanizmu młoteczkowego. Cena odpowiadała naszym możliwościom finansowym. Na zaproszenie właściciela, wraz z dwoma pracownikami pojechaliśmy obejrzeć instrument. Na pierwszy rzut oka, ze strony wizualnej i brzmieniowej wydawał się dobry – mówi Adam Klocek.

Właściciel zgodnie z procedurą musiał stanąć do przetargu i spełnić szczegółowo określoną specyfikację zamówienia, w tym oryginalność części konstrukcyjnych. [Nieprawda, nic takiego w warunkach przetargu nie było. Można to sprawdzić, zaznajamiając się z plikiem pod zamieszczonym linkiem. Była wręcz mowa o tym, że mógł to być dowolny inny “równoważny” instrument. O tym niżej.] Jak się okazało, była to jedyna firma, która do niego przystąpiła, zaś fortepian spełniał wszystkie wskazane warunki.

Problemy pojawiły się już przy szczegółowych oględzinach instrumentu. – Dolna część strojnicy instrumentu, czyli główna część konstrukcyjna, została podklejona cienką warstwą forniru, której oryginalnie w instrumentach Steinway nie ma. Strojnica została wymieniona na nową, wykonaną z nieoryginalnego materiału – wyjaśnia dyrektor Filharmonii. Jak podkreśla Adam Klocek, wymiana już tego elementu powoduję utratę oryginalności całego fortepianu [każdego innego też, ale w przetargu nie było słowa o oryginalności]. Zwykle wymienia się ją po 30 latach intensywnego użytkowania. Kolejne wnikliwe badania wykonał ekspert, który odnalazł kolejne nieprawidłowości. Nieoryginalna okazała się być również klapa fortepianu, która dorobiona została z płyty MDF, a nie z płyty stolarskiej. Nieoryginalne są również nogi fortepianu, bez numerów fabrycznych nadawanych przez firmę Steinway. Do tej listy dołączył też pulpit, spodnia konstrukcja fortepianu pomalowana na czarno i nie posiadająca oryginalnie nabitego numeru fabrycznego, baczki klawiatury konstrukcji znacznie starszej niż w modelu z roku 2001.

Ponadto brakuje na ramie żeliwnej napisu „Made in Germany, Hamburg“, który powinien występować na ramie z roku 2001 – a zatem rama prawdopodobnie jest znacznie starsza. Nieoryginalne są również okucia mosiężne (zawiasy, szpilki, okucia) oraz kolektor brzmienia starej konstrukcji, znacznie starszy niż z roku 2001, pomalowany pędzlem na kolor złoty już po zamontowaniu.

Oryginalność innych części na razie nie została jeszcze sprawdzona. Rama instrumentu może być oryginalna, jednak dużo starsza, bo z roku 1957, a nie 2001 […]

O sprawie natychmiast poinformowana została policja. Fortepian został zabezpieczony jako dowód w sprawie o próbie popełnienia przestępstwa. Na szczęście, Filharmonia nie przekazała żadnych pieniędzy sprzedającemu, i nie odbyło się oficjalne odebranie instrumentu.”

(BK, www.calisia.pl)

A teraz parę słów ode mnie. (Wszystko, co poniżej, oprócz cytatów, musiałbym dać czerwoną czcionką, czego nie robię jedynie ze względów wygody czytania.)

Nie wiem, jak firma pana M. przedstawiła swój instrument, ale lektura “Specyfikacji istotnych warunków zamówienia” dostarcza kilku ciekawych pytań. Po pierwsze, dostarczony instrument ma być “po kapitalnym remoncie”. Nie wiem, co zamawiający miał na myśli, ale 16-letni najwyższej klasy fortepian koncertowy NIE MOŻE wymagać przeprowadzenia kapitalnego remontu (chyba że spadł komuś z balkonu albo, posługując się cytatem dyr. Klocka, “przejechał go tramwaj” – ale chyba nie o taki instrument chodziło zamawiającemu?). Gdybym był dyrektorem filharmonii, nie chciałbym, by kupowany przeze mnie fortepian był “po remoncie generalnym” wykonanym przez “światowej sławy” sieroty-niedobitki po Calisii. To nie ta klasa, żeby dać im gmerać w instrumencie, który ma być twarzą filharmonii. Po drugie, wszystkie bajki o “koniecznym”, “obligatoryjnym” Steinwayu można o kant dudy potłuc, jako że z lektury wynika, iż chodzi o “używany fortepian koncertowy Steinway & Sons model D-274 lub równoważny“, inaczej mówiąc: “Podana nazwa fortepianu jest przykładowa i ma na celu doprecyzowanie wymagań Zamawiającego”. Innymi słowy (ciągle lecę cytatami!), “należy przyjąć, że Zamawiający […] podał taki opis ze wskazaniem na typ i dopuszcza składanie ofert równoważnych o parametrach techniczno-użytkowych nie gorszych niż te wskazane w opisie przedmiotu zamówienia”. “Za równoważny, w stosunku do wskazanego instrumentu muzycznego, Zamawiający uzna taki oferowany przez wykonawcę instrument, który pod względem artystycznym, wykonawczym, funkcjonalnym, technicznym i użytkowym będzie równoważny do opisanego w przedmiocie zamówienia”. (Czyli koncertowa “Calisia” też mogłaby być? Wykonana przez specjalistów światowej sławy. Mogę nawet zaproponować nazwisko znakomitego pianisty, znanego z tego, że po obaleniu flaszki pochwaliłby każdą taką “calisię”.) Wynika z tego, że ani nie musiał to być Steinway sensu stricto, ani nie musiał to być Steinway w pełni oryginalny. Jednak Polacy są przewrotni, więc już za chwilę okaże się, że przetarg – pomimo całej pozornej “dopuszczalnej różnorodności” ofert, został napisany pod konkretny instrument, gdyż każdy Steinway posiada cały szereg elementów niepowtarzalnych (niespotykanych w innych “calisiach”), które zostały skrupulatnie wyliczone w punktach 4.1.1.b-aa. “Za równoważne pod względem technicznym i użytkowym Zamawiający rozumie tak wykonany instrument, który posiada równoważną pod względem technicznym budowę, wyposażenie i zastosowane materiały, jakość wykonania, trwałość, co zawarty w opisie przedmiotu zamówienia instrument”.

“W przypadku zaoferowania przez Wykonawcę instrumentu równoważnego: Wykonawca zobowiązany jest dołączyć jego opis do składanej oferty […]. Wykonawca zobowiązany jest do umożliwienia Zamawiającemu przetestowania instrumentu w siedzibie Zamawiającego celem potwierdzenia spełniania przez zaoferowany instrument zgodności z opisem przedmiotu zamówienia”. No i przecież “pracownicy” przetestowali ten instrument, i to jeszcze przed ogłoszeniem przetargu. Przetestowali, zaakceptowali i poradzili przystąpić do przetargu, nieprawdaż? Co się nagle stało potem, że wcześniej zatwierdzony do specjalnie rozpisanego przetargu instrument przestał spełniać jego warunki? O co tu poszło? Komu tu współczuć i dokładnie czego?

Nie jestem prawnikiem ani kazuistą, a do tego nie wiem ani tego, jak pozycjonował w ofercie swój fortepian sprzedawca, ani jaką miał on specyfikację w rzeczywistości. Ale wydaje mi się, że ponad wszelką miarę nawet tak bardzo spreparowany Steinway (jak to wynika z treści powyższych artykułów) dałoby się uznać za “instrument równoważny” – nawet gdyby on wcale nie nazywał się “Steinway”. Bo co niby kryje się za pojęciem “instrumentu równoważnego” posiadającego wszystkie cechy Steinwaya? To dla mnie OCZYWISTE: Steinway nieoryginalny. Coś jak “Osełka śmietankowa” (zamiast masła), “Kremowa” (zamiast śmietany) i “Żółty typu holenderskiego” (zamiast sera). Skąd więc te zarzuty o wymianę nóg, pulpitu i strojnicy? A niedorzeczny wymóg “remontu generalnego” w zasadzie wykluczałby instrument w postaci zintegrowanej fabrycznie, czyli wręcz narzucałby zakup składaka (z podzespołów nowych, oryginalnych – w wersji “lux” – lub z pozyskanych wtórnie z różnych innych instrumentów – w “polskiej wersji budżetowej”). Bo na czym polega “remont kapitalny” fortepianu? Na wymianie większości jego podzespołów! I na odnowieniu tego, co definitywnie nie padnie nam po paru latach. Jak można się spodziewać, że fortepian “po remoncie kapitalnym” będzie fabrycznie ukończonym dziełem?!

A skąd wziąć mniej czy bardziej oryginalne podzespoły do remontów Steinwayów? Można je oczywiście kupić w fabryce. Ale wyjdzie drogo – zbyt drogo, żeby w coś takiego się bawić. Zyski będą mniejsze. Są i inne sposoby. Jakie? Odpowiedzi może dostarczyć poniższa lektura:

Sędziwy fortepian poszedł do pieca

Pięć lat temu dyrektor miasteckiego domu kultury oddał do remontu stuletni fortepian i zapomniał o nim. Teraz okazuje się, że instrument rozebrano na części i spalono w piecu [a gdzie tam. Wyklepano i sprzedano, albo instrument rozszedł się na podzespoły dla innych “oryginalnych” Steinwayów].

Steinway and Sons z 1898 roku, bo o taki fortepian chodzi, stał w domu kultury [w Miastku] od lat 70-tych. Trafił tu z sali widowiskowej obecnej restauracji Zacisze. Sala spłonęła 40 lat temu, ale fortepian uratowano.

Instrument nie był w najlepszym stanie, stąd decyzja, aby go wyremontować. W 2002 roku fortepian zabrała kaliska firma K & W M[…] [w oryginale nazwisko]. Na czas remontu firma przekazała ośrodkowi instrument własnej produkcji, wymieniony po pięciu miesiącach na fortepian marki Bechstein, który stoi w domu kultury do dziś. W międzyczasie kaliska firma rozebrała steinwaya na części.

– Dobrze pamiętam, nie wyraziłem na to zgody – mówi Janusz Gawroński, dyrektor domu kultury. Twierdzi, że dowiedział się o tym niedawno. Nie potrafi jednak wytłumaczyć, dlaczego nie interesował się steinwayem przez pięć lat. – To był złom. Firma z Kalisza dała nam lepszy instrument – przekonuje Gawroński.

O instrumencie ostatnio zrobiło się głośno, dlatego dyrektor rozmawia z właścicielem firmy, aby sprawę rozebrania steinwaya i wzajemnych rozliczeń wyjaśnić do końca.

Witold M., właściciel fortepianowej firmy w Kaliszu, jest zaskoczony obrotem sprawy. – Byłem mieszkańcem Miastka. Tu się wychowałem, chodziłem do szkoły. Chciałem pomóc – oznajmia. Przyznaje, że rozebrał steinwaya, ale twierdzi, że miał na to ustną zgodę dyrektora. – Był on w tragicznym stanie. Mam ekspertyzę, która to potwierdza. Wartość steinwaya szacuję na 5-7 tys. zł. Wykorzystałem z niego tylko żeliwną ramę. Reszta poszła do pieca – twierdzi. [Za chiny w to nie wierzę. Steinwaya naprawdę nie opłaca się palić – wie o tym każdy fortepianmistrz.] Dodaje, że instrument nie był warty aż 100 tys. zł. – To nie był żaden unikat. Młodszego steinwaya, w dobrym stanie można kupić już za 15 tys. zł. [Clou sprawy. Za tyle można kupić “młodszego Steinwaya w dobrym stanie”. Skąd więc się wzięła kwota “150 tys. zł” za instrument proponowany dla Filharmonii? Jak dyr. Klocek ją wyliczył?] Niemiecka fabryka produkowała ich dużo. Miastecki fortepian nie miał wartości historycznej – mówi M.

Twierdzi jeszcze, że fabryka Steinwaya w Hamburgu mogłaby wykonać remont instrumentu, ale za 80 tys. zł. – To kosmiczna suma. [Znów pytanie do kwot obracanych przez Filharmonię. Jeżeli remont ponadstuletniego fortepianu w stanie “złomu” w FABRYCE Steinwaya kosztowałby 80 tys. zł, to skąd ta ustalona wartość składaka w 150k?] Pomijając już koszty – gdybyśmy sami się za to zabrali, nie montując oryginalnych części, to fortepian nie mógłby nosić nazwy “Steinway” – oznajmia właściciel fabryki. [To po co go brałeś do remontu? Przecież pozycjonujesz się jako “polski specjalista od Steinwaya”!]

Bechstein, który stoi w ośrodku, to prywatna własność M. Jest po renowacji. – Jego wartość to 15 tys. zł. Przez pięć lat nikt się nie odzywał. Mogę zostawić instrument, albo przywieźć zupełnie nowy, warty 30 tys. zł. Ośrodek musiałby dopłacić z 7 tys. zł – mówi M. W najbliższych dniach ma dojść do spotkania M. z Gawrońskim. [Czyli Dom Kultury od lat korzystał z “lepszego instrumentu” dostarczonego zamiast zabranego “złomu”, a teraz chce swój “złom” odzyskać, bo ktoś powiedział, że jest wart 100 tysięcy? Tyle dla mnie wynika z tego bałamutnego artykułu, ale to już nie dotyczy meritum naszej sprawy. Cała ciekawostka polega na tym, ile może kosztować Steinway oraz jego remont, i skąd można pozyskać brakujące “oryginalne” części.]

(Andrzej Gurba, www.gp24.pl)

***

Nie mogę tutaj nie wspomnieć o “doskonale” wyremontowanym fortepianie Sommerfelda, którego pozbawiono numeru seryjnego, bo nikt nie zadbał o jego zanotowanie i odtworzenie.

Nie mogę nie wspomnieć i o tym, jak z pewną dziewczyną poszukiwałem fortepianu. Znaleziony Blüthner, w pełni, a jakże, wyremontowany, miał sfałszowany numer seryjny i fałszywy nadruk firmowy, na którym widniały medale z datami nawet późniejszymi, niż wskazywałby fałszywie nadany numer seryjny! Do tego nadruk ten był po chamsku nałożony… powierzch śruby wkręconej w rezonans! Archaiczny fortepian z mechaniką blüthnerowską i kanciastym korpusem był pozycjonowany na przełom lat 1920-30-ych, a szef firmy, do którego napisano zażalenie (uwaga! Nie był to pan M. z Kalisza, stąd wiem, że tego typu oszustwa są na porządku dziennym), tłumaczył się, że “nie miał innego nadruku Blüthnera; oryginalny się nie zachował (został usunięty podczas skrobania rezonansu – przecież fortepian po remoncie nie może wyglądać “staro”, więc rezonans koniecznie trzeba oskrobać!), więc dano taki, jaki był pod ręką”. Tymczasem prawdziwy numer seryjny, a nawet datę produkcji znalazłem tam, gdzie ręka “renowatorów” nawet nie sięgnęła (bo i po co? Klient przecież tego nie zobaczy, remont ma wyglądać, a nie być).

Afery, oczywiście, nie było – osoba prywatna to nie instytucja w radze filharmonii, kwota nie ta, instrument okazał się być akceptowalny, a do tego takiego klienta można przecież potraktować “jednorazowo”, bo ile on jeszcze w swoim życiu zechce kupić fortepianów? Pomimo więc całego ambarasu, instrument został kupiony – miał wszak służyć do grania amatorskiego.

Oczywiście, osoby zorientowane w temacie nie będą miały problemów z ustaleniami, kim jest ów “M.”, zajmujący się Steinwayami, z artykułu powyżej. Ale błędem byłoby wskazanie go palcem, “honorowe potępienie” czy wytoczenie procesu pokazowego. Niestety, inne firmy wcale nie są lepsze, dlatego nikt nie skorzysta z “okazji” i nie dowali konkurentowi, bo za dużo ma za własnymi uszami. (Owszem, SPSF wydało oświadczenie w tej sprawie, korzystając z przypadku, że akurat M. nie jest ich członkiem. Ale znam co najmniej dwie filharmonie w Polsce, które mogłyby wydać kontroświadczenie o tym, jak próbują je naciągnąć i oszukać stroiciele fortepianów.) Wszyscy siedzą cicho. Zainteresowałem się głębiej tematem i wpisałem do Google nazwy kilku polskich firm fortepianowych, czytając o nich opinie choćby na gowork.pl. To jest przerażające, co można przeczytać o panujących w tych (i oczywiście nie tylko tych – patologia w Polsce jest normą) firmach praktykach.

Ale wcale nie mniej przerażający jest i poziom ludzkiej zawiści, kłamstwa i jadu, wylewanych przez ośmielonych swoją anonimowością pracowników na pracodawcę, “załatwiających” go spod lady, z ukrycia. Wśród dziesiątków, setek opinii na próżno szukałem czegokolwiek związanego z muzyką, fortepianami, pianinami – tym, czym przecież ci pracownicy zajmują się zawodowo! Gdyby choć ktokolwiek napisał, jak traktowane są fortepiany w danej firmie… Nie – bo to absolutnie nikogo nie interesuje, a już najmniej – własnych pracowników tej czy tamtej firmy. Zastanawia mnie, KTO w tym kraju zajmuje się działalnością fortepianową, i JAKIE instrumenty wychodzą spod jego ręki. Jak można tym nie “żyć”, skoro już postanowiłeś to robić?

Nie da się wszystkiego zbudować na kłamstwie, zawiści, podłości, hejcie, materializmie, tak samo jak i na mierności, bierności i wierności.

Czy można “robić” muzykę, nie mając jej w duszy? Czy można “uprawiać zawód” księdza, nie wierząc w to, co się robi i głosi? Czy można “klepać” fortepiany, traktując je wyłącznie jako okazję do zarobku? Smutna polska rzeczywistość podpowiada nam – można, wszyscy tak robią, “niezgodni” wyjeżdżają. Zostaje tłuszcza, która nie da niczego zmienić. (Przepraszam tych entuzjastów, których znam, a których niezamierzenie krzywdzę tymi słowami.)

Życie kulturalne, intelektualne, społeczne upada, kiedy ludzie wszystko zaczynają traktować jako okazję do zarobku, przeliczać na pieniądze, “wszystko mnożyć przez 2″… Raz, że nikt nie będzie o tym pisał, nie przyczyni się do powstania świata niematerialnego, świata hobby, bo nie traktuje tego jako pasji – a ja w dalszym ciągu nie będę miał konkurencji. A dwa, że spod ręki tak bardzo zafascynowanych jedynie pieniędzmi osób nigdy nie wyjdzie nic naprawdę dobrego. Wyjdzie jedynie to, co będzie “opłacalne”.

Jeszcze nie wiemy, dlaczego Polska nie jest i nigdy nie będzie konkurencyjna?

Zapytania z wyszukiwarki, prowadzące na tę stronę:

  • ciekawostki o pjaninie (4)
  • filharmonia kaliska oszukana (3)
  • polscy producenci pianin i fortepianów (2)
  • bluthner krzyzowy (1)
  • warszawa skup perel (1)
  • strojenie forttepianu meyer model (1)
  • skup perel galeria nowy otok (1)
  • rzeszow skup perel (1)
  • producent pianin Mendelshon (1)
  • oszukał na przetargu z pianina (1)
  • fortepian steinway używany w filharmonii (1)
  • fortepian producenci (1)
  • filhaonia ślaska oszukany stainway (1)
  • fałszywy fortepian dla filcharmoni (1)
  • ciekwostki o fortepianie (1)
  • wytworca najwiekszych instrumenrow klawiszowyh (1)

  1. W okolicach Krakowa jest podobnie. Ktoś próbuje sprzedać piękne z zewnątrz pianino Steinway, które zostało przerobione z innego ( zupełnie innego ) i został skompletowany z wyglądu bardzo ładny instrument. Niestety, w ogłoszeniu nie ma nawet mowy, że coś takiego miało miejsce. Osobiście też tego nie usłyszałem, dopiero od innego stroiciela. W Bytomiu też jest duży zakład renowacji pianin i fortepianów, w którym mnie oszukali ( i z tego, co wiem, nie tylko mnie ), w internecie znalazłem ostrzeżenia, by nic tam nie kupować.

  2. Osobiście niestety też jestem ofiarą jednej z kaliskich firm. Niestety po remoncie fortepian stał się kompletnie nie do użytku…szkoda wyrzuconych (co jak co, nie małych) pieniędzy….

  3. Co do zmiennych nastrojów p. Klocka, to obawiam się, że to była ustawka (usłyszał przez telefon, że fortepian będzie “si”), ale w czasie jej realizacji pojawił się ktoś, kto wyczuł i powiedział, że będzie z tego naprawdę duży i gęsty dym i teraz pan dyrektor udaje świętoszka, jednocześnie pamiętając, aby próbować zagwarantować sprzedawcy chociaż pokrycie kosztów i podstawowego zysku w kwocie 150 tys.

    Być może fortepian od początku miał być “lekko” przerabiany metodą gospodarską, ale po jego dostarczeniu okazało się, że jest spawany tak grubo, że tylko uczeń lokalnej szkoły być może nie zorientuje się w jakości instrumentu, a przecież mieli na tym grać poważni pianiści i wpadka jest tylko kwestią czasu do pierwszego recitalu.

    • Eeee tam, ja tam bym zapraszał tylko i wyłącznie swoich “kieszonkowych” pianistów, którzy, wdzięczni, że mogli sobie trochę dorobić, nie puściliby pary z ust. Graliby na wbudowanym do korpusu Steinwaya elektronicznym “parapecie” z playbacku i zachwalaliby jego “brzmienie”.

      U nas, w środowisku organistowskim, takie “ręczne sterowanie” opinią jest na porządku dziennym. Jeżeli jakiś organmistrz odpowiada za organizację koncertów na zbudowanych przez siebie organach, nie zaprosi nikogo, kto mógłby je (często słusznie) skrytykować. Oczywiście, słuchacze są karmieni papką o tym, że “zaprasza się najlepszych światowych wykonawców, blebleble” i w to wierzą, bo cóż mają zrobić?

      Po pewnym “uleżeniu się” (w mojej głowie) tematu rzeczonego Steinwaya coraz bardziej się przekonuję, że sprawa nie wygląda prawdopodobnie – próbowano ją sztucznie rozdmuchać grając na emocjach, bo przy bliższym rozpatrzeniu wszystkich przytoczonych wypowiedzi i argumentów, nawet biorąc pod uwagę nieścisłość dziennikarską, afera nie wygląda przekonująco z żadnej strony.

      Ale przecież wiemy, że wszystko rozejdzie się po kościach… Czy ktoś w to wątpi? Awantura nie jest potrzebna nikomu. No… chyba że dyr. Klocek istotnie startuje na prezydenta miasta, jak to nagle zaczęli lansować “zachwyceni jego postawą” “anonimowi forumowicze” – bo czemu niby miało służyć aż tyle ujęć jego podobizny na tle Steinwaya?

      Najbardziej mi szkoda właśnie tego nieszczęsnego Steinwaya…

    • O ile ja znam klimaty, sprawa wygląda zupełnie inaczej.
      Opcja pierwsza- główna osoba decyzyjna i p. M. albo się poprztykali na tyle poważnie, że postanowiono zrobić wielką sprawę, albo- ktoś po drodze nie dostał swojej “doli”…..

  4. Chciałam wypowiedzieć się w paru słowach.
    Od dawna czytam z wielkim zainteresowaniem Pana bloga. Chciałabym kiedyś Pana spotkać osobiście 😉 .
    Parę lat temu spróbowaliśmy tego “fachu”- sprzedaży pianin i fortepianów. Jestem pianistką, mąż gra na innym instrumencie- ale jest pasjonatem w temacie pianin i fortepianów, czyta, uczy, dokształca się…. Nasza działalność nigdy nie miała rozmachu- bo i inne obowiązki zawodowe- nauczanie, granie- nie pozwalają… spróbowaliśmy. Nasza wielka “sprzedaż” wynosiła średnio około 3 fortepianów rocznie. Zysk w najlepszym razie umiarkowany .Instrumenty przeze mnie grane i kochane, zawsze wszelkie prace ( nigdy nie braliśmy trupów “do remontu”)- zlecone dwóm zaufanym śląskim stroicielom. Jeśli już udało nam się coś sprzedać- nigdy się nie wstydziliśmy, bo zawsze wiedziałam co mam, dziesiątki lub setki godzin grając na każdym…. Gdzie jest ból całej sytuacji ? Otóż- przygodę rozpoczęliśmy od sprzedaży mojego ukochanego Kawaia, o dźwięku- z tym w Kawaiach różnie- przepięknym. Tzw “gotowym”- uderzasz stopą w klawiaturę- i jest…. Niestety. Mimo naprawdę na ten model rozsądnej ceny 24.000 zł- ponad ROK nie udało nam się instrumentu sprzedać. Przykładowi klienci- dwóch stroicieli- cwaniaków z Warszawy. Oj, jak źle, jak niedobrze, nooo….. 15.000 dadzą. Zrobiłam wielkie oczy, bo włąśnie wtedy skończyłam z wyróżnieniem akademię ćwicząc na moim regularnie serwisowanym Kawaiku….. Klient numer dwa- państwo ze stroicielem. Finał sprawy- pan ich przekonał,że nie warto, za te pieniądze warto kupić u niego “wspaniałego” szpanowanego Bechsteina w zacnym wieku 100 lat, zrobionego iście po “kalisku”….. zostawili mu jeszcze w rozliczeniu pianio Schimmel, żeby biedny pan nie był stratny.
    Nasz instrument kupił profesor warszawskiej AM i był szczerze zadowolony ( nie dziwię się, najlepsza Yamaha G2 na jakiej ręce w swoim życiu położyłam), nawet potem zadzwonił jeszcze raz z podziękowaniem…..
    Wnioski-
    Bez “wtyki”- stroiciela- NIC nie sprzedasz w tym kraju !! Każdy stroiciel który przyjeżdża z kimś jako ekspert finalnie poleca swój “wyrób”. dosłownie wyrób !!
    Jeden jedyny nam się trafił, który przyjechał…. pograł na naszych trzech instrumentach, podumał, popatrzył- i zwyczajnie stwierdził ” no…. to są bardzo dobre fortepiany”.

    Przebicie się z ofertą np do szkoły muzycznej- jest niemożliwością…. Oferujemy świetną Yamahę G5, po prostu człowiek gra i płacze ze szczęścia- wygra droższy Ibach o brzemieniu przypominającym tłuczenie garnka.
    Jak usłyszałam, że mój instrument może “pójść”=- a do obdzielenia kasą są 4 osoby…..

    Wszystko opada.

    • Jeszcze jedna ciekawa obserwacja. Niestety trafił nam się instrument, gdzie i młotki i struny są po prostu do wymiany- relatywnie młody, ale od profesora francuskiej akademii, rezultat- praktycznie płaskie młotki.

      Komentarz stroiciela ” ale DLACZEGO wy chcecie kupić oryginalne młotki i struny? Czy wy jesteście głupi? Kazio z Kalisza takie fajne struny robi, a ( nieśmiertelne) młotki Abla macie 2000 taniej…..

      Ano dlatego, że nasze polskie akademie są pełne tak “remontowanych” instrumentów. Co z tego że nazwa Petrof, albo Kawai- wszystko brzmi tak samo. Tzn- nie brzmi….

    • Wydawało mi się nielogiczne, że osoby, które sprzedają swoje instrumenty, podejmują się “trudu” jeżdżenia i opiniowania do zakupu cudzych instrumentów. Teraz widzę, że ludzie są jeszcze bardziej perfidni, niż sądziłem. Gdybym sprzedawał swoje instrumenty, najmniej na świecie chciałoby mi się jeździć (za całkiem nieduże pieniądze) i oglądać czyjeś instrumenty. Jednak nie doceniłem ludzkiej pomysłowości – stroiciel jeździ z klientami tylko po to, by zniechęcić ich do zakupu czegokolwiek… Masakra. Swoją drogą, ludzie na własne życzenie LUBIĄ być oszukiwani. Jak można ufać opinii kogoś, kto ma do upchnięcia własne instrumenty? Jak można oczekiwać, że on rzetelnie oceni to wszystko, co przyjdzie mu zobaczyć?

      Ludzie tymczasem wyłączają myślenie i ze spokojem oddają się w ręce “specjalisty”. Uspokoili własne sumienie – wydaje im się, że “zrobili wszystko, co mogli”, bo wynajęli stroiciela i teraz mogą już nie dbać o nic. No i są rolowani i manipulowani. A potem masochistyczną przyjemność sprawia im bycie pokrzywdzonymi, oszukanymi, wykiwanymi, dotkniętymi przez los, oburzonymi na niesprawiedliwość świata…

      • Mogłabym … oj, pisać w tej sprawie. Ale nie chcę, bo jakoś oburza mnie fakt, że jeśli chcę coś sprzedać- mam “posmarować”/. Przecież wiem, że NIE muszę smarować, bo nie mam nic do ukrycia i nie wstydzę się swojego instrumentu. To bardzo trudne … ciekawy jest finał sprawy klienta nr 2 od Kawaia. Nasz stroiciel był wezwany- a jakże- do Bechsteina “igły” od pana stroiciela, bo coś jednak nie grało… jak już wymienił, co powinno zostać wymienione a co wpływa na jakość brzmienia- rozmowa zeszła na poszukiwania instrumentu…. państwo wymienili naszą małą miejscowość i że w sumie córce się podobał tamten Kawai. Stroiciel powiedział ” a tak, bardzo dobry instrument, ja się nim zajmowałem przez 2 lata”. (W końcu fortepian poszedł do dobrego pianisty, jest już od kilku lat zadowolony…) Zdziwienie było dość duże.

        Polecam ten temat

        • Tylko ryba nie bierze.

          Tajemnicą poliszynela jest to, że w Polsce bez “ustawki” nie odbywa się ani jeden przetarg, bez “smarowania” nie sprzedaje się ani jeden autobus miejski, ani jeden pociąg czy tramwaj…

          Mimo to, dziwnym zbiegiem okoliczności jest tak, że nigdy w życiu nie smarowałem ani nie byłem smarowany, a jakoś wszystko dotychczas udawało się “załatwić” (brzydkie słowo…) na zasadach całkiem przyzwoitych. Z tego względu ciężko mi coś pisać bez podbudowy tego autopsją, bo to grząski grunt, a za mną sztab prawników wcale nie stoi. Już “nasza” “wspaniała” chińska Calisia groziła mi sądem (za “szkalowanie” “marki”). Nie jestem Tomaszem Piątkiem, który zaryzykował napisać o Macierewiczu. Zaś samo pisanie o procederze, z wypunktowanymi nazwiskami i zmienionymi szczegółami (bo np. filharmonia uzna, że szkaluję jej imię i reputację), nie ma większego sensu, jako że byłoby jedynie epatowaniem patologią na poziomie bulwarówek.

          Tym należałoby się zająć na poziomie ogólnonarodowym, a nie fortepianowym. Niestety, spora część krajanów uważa taki stan rzeczy za normalny i wcale nie ma ochoty bić się za jakieś ideały. Nikt więc za takimi prawdojebcami ludźmi się nie wstawi. Dlatego “ten temat” mogę poruszyć jedynie powielając to, co zostało już upublicznione…

    • no tak, smutek przeziera przez Pani wpis.
      Szkoda, że Państwo zrezygnowali, są przecież jeszcze inne sposoby (poza oszustwem i znajomościami) utrzymania się na rynku.
      Do tego na pewno przydają się języki obce (starsze pokolenie niemieckie nie będzie chciało rozmawiać po angielsku) i dalekie wyjazdy (Niemcy, Francja, nawet Włochy są osiągalne na 3-dniowy wyjazd).
      Trzeba na pewno często wertować internet i nie tylko sztandarowy eBay, ale i strony lokalne.
      Na Państwa miejscu zróżnicowałbym sprzedaż o pianina – tych zawsze potrzeba.
      No i instrumentów powinno być parę, aby stworzyć wybór dla pianisty / nauczyciela.

  5. A jak nazwać sytuację, gdy nauczycielka fortepianu w szkole jest prywatnie żoną przedstawiciela chińskiej firmy produkującej ” niemieckie” z nazwy fortepiany, i jakimś cudem dokładnie taki fortepian zostaje zakupiony dla szkoły współ finansowany przez radę rodziców? Ta nauczycielka najbardziej ten fortepian przed zakupem zachwalala, a nikt nie zdawał sobie sprawy ani z tego, że to chińszczyzna,ani że to żona swego męża?

    • Istotnie, sielanka. No ale “kaliska tradycja fortepianmistrzowska” rulez, i tylko pieniacze coś tam coś tam zakłócają! A przecież wiemy, że w Kaliszu nawet powietrze przesycone jest nie smogiem, lecz “tradycją fortepianmistrzowską”. Obawiam się jednak, że w teoretycznym państwie tradycja fortepianmistrzowska również jest, yhm, teoretyczna. Podobnie jak wiemy, że Calisia teoretycznie była wiodącym producentem pianin w tej części świata – które to pianina, niestety, w praktyce poradziły sobie znacznie gorzej, niż w teorii.

      No a ostatnie zdanie “reportażu” wraz z lokowaniem “produktu” w ogóle położyło mnie na łopatki.

  6. Co prawda stara sprawa, ale trafiłem przypadkowo na ten tekst i przeczytałem. Ciekawe czy jest możliwa też taka wersja, że filharmonia nie potrzebowała żadnego fortepianu, tylko chciała zarobić. To sama zleciła przygotowanie “podrobionego” fortepianu i ustawiła przetarg, a po przetargu udaje, że o niczym nie wie, robi sprawę i chce zarobić na odszkodowaniu lub zadośćuczynieniu za oszustwo lub zyskać sławę.

    • Ja tam nie jestem za teoriami spiskowymi, choćby dlatego, że rzeczywistość często przerasta najśmielsze fantazje. Natomiast tej konkretnej sprawy od zaplecza nie znam, więc nie powinienem się wypowiadać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *